czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział VIII - Nie mogę w to uwierzyć...

Oni dalej pogłębiali swój namiętny pocałunek. Mimo mojej woli po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Dlaczego to tak bardzo boli?
W końcu mnie zauważył.
-Fran... -Zaczął.
-Nie próbuj się tłumaczyć! -Wrzasnęłam. -Zobaczyłeś ładniejszą ode mnie i od razu mnie zdradzasz?
Zaczęłam połykać moje łzy. Otarłam je, ale spłynęły kolejne.
-To nie tak...
Otworzyłam usta, ale nie udało mi się z nich nic wydobyć. Pociągnęłam Camilę, która nie wiedziała, czy zostać, czy sobie pójść w stronę mojego domu. Słyszałam jeszcze jak Diego krzyczy za mną coś w stylu "Zaczekaj!". Dopiero, kiedy znalazłyśmy się pod moim mieszkaniem, zatrzymałyśmy się.
-Nie mogę w to uwierzyć... -Powiedziałam.
Cami mnie przytuliła.
Następnego dnia
Dzisiaj w studio mają być przesłuchania do tego przedstawienia na koniec roku. Najgorsze było to, że nie mogę zaśpiewać Aprendi a decir adios jako piosenki solowej, bo ją śpiewam z Diego. I z nim będę musiała wystąpić w castingu do piosenki w duecie. Bo tak sobie Pablo wymyślił...
Na lekcjach Angie ćwiczyliśmy do tego przesłuchania. Na początku śpiewaliśmy solo.
-Violetta... -Szepnęłam do niej, kiedy Leon śpiewał. -Masz jakieś piosenki?
-W sensie swoje? -Zapytała obojętnym tonem, nadal gapiąc się na Leona. Skinęłam głową. -Mam mnóstwo, a co?
-Mogłabyś mi jakąś pożyczyć... Przetłumaczę ją na włoski... -Prosiłam.
Ta znów obojętnie na mnie spojrzała. Wyjęła z teczki jakieś kartki i mi je podała, a następnie wróciła do gapienia się na Leona.
Piosenka, którą mi dała miała tytuł Te creo. Szybko wyjęłam notes i zaczęłam tłumaczyć tą piosenkę na mój ojczysty język. Skończyłam, akurat wtedy, kiedy była moja kolej.
-Ti credo. -Przedstawiłam tytuł.
Kiedy ją zaśpiewałam, rozległy się oklaski.
-Nieźle. -Przyznała Angie. -Włoska wersja piosenki Te creo? 
Przytaknęłam i usiadłam, tam gdzie wcześniej. Po mnie śpiewali jeszcze Violetta, Camila, Ludmiła, Broudwey, Federico, Maxi i... Diego.
Śpiewał Yo soy asi. Rozpłynęłam się słuchając go. Mógłby tak cały czas śpiewać...
Czemu ja tak bardzo go kocham, mimo tego, że mnie zranił? Przecież to nie ma sensu...
Nagle nasze spojrzenia spotkały się. Śpiewał do mnie, dla mnie. Cała się zaczerwieniłam. Mam nadzieję, że tego nie zauważył.
-Musisz trochę popracować nad refrenem. -Powiedziała Angie do Diego, kiedy skończył. -Skoro już masz przy sobie gitarę, to razem z Francescą zaśpiewajcie Aprendi a decir adios.
Starałam się stanąć jak najdalej od niego. Kiedy śpiewaliśmy, nie patrzyłam na niego.
-Widać, że jesteście pokłóceni. -Zaśmiała się nauczycielka. -Musicie spróbować być aktorami i udawać, że nic się nie stało, dobrze?
----
Zaczęły się przesłuchania do występów solowych. Do jury zaliczali się Gregorio, Pablo i Angie. Pierwsza śpiewała Violetta, En mi mundo.


Nieźle jej poszło, wszyscy byli zachwyceni. Po niej śpiewałam ja. 
Niestety, nie znałam dobrze słów tej piosenki, przez co zaczęłam improwizować. Tekst wyszedł mega dziwnie, a większość słów się nie rymowało. To była porażka.
Następnie czas było na duety. Ja i Diego śpiewaliśmy ostatni. Tym razem postanowiłam posłuchać rad Angie. Śpiewaliśmy na luzie. 
Oooooo
Cerco il mio destino
sino magico
Porque yo importa 
a decir adiós 
Mira fijo hacia el horizonte
Doy un paso más
Hay que empezar a vivir
A favor del tiempo
Detrás de mí queda el pasado
Y todo fue real
Ya tengo un sueño que seguir
Esto es lo que siento
Hace falta valor
Para decir
Todo es posible
Busco en mi destino
Un sueño mágico
Porque yo
Aprendí a decir adiós
Diego był blisko mnie. Zbyt blisko. Kiedy zaczęłam czuć na sobie jego oddech szybko odskoczyłam. 
Dokończyliśmy piosenkę. Mimo wszystko chyba nam najlepiej poszło, w porównaniu z innymi.
-Możemy porozmawiać? -Zapytał mnie Diego, kiedy zeszliśmy ze sceny.
-Nie mamy o czym rozmawiać. -Odparłam.
Mój głos lekko zadrżał. Wcale nie było łatwo w takim sposób rozmawiać z osobą, którą się kocha.
-Słuchaj, to nie było tak, że...
-Diego, Wy cały czas się namiętnie całowaliście, dopóki mnie nie zauważyłeś. 
-Tak, ale... 
Nie dałam mu dokończyć. Odwróciłam się na pięcie, i ruszyłam w stronę domu.






Tak, wiem, że rozdział jest spóźniony, i że mi nie wyszedł :P.


niedziela, 15 listopada 2015

One Shot: Leonetta/Diecesca - Special na 1k wyświetleń



Łapcie OS z okazji 1k wyświetleń <3. Dziękuję Wam bardzo ^^ !
Raz będzie z perspektywy Violetty, a raz z perspektywy Fran.
Jest to mój pierwszy OS, więc może być trochę dziwny :/. Także całkiem możliwe jest to, że pomieszałam czas teraźniejszy z przeszłym. Przepraszam :/. 
----
Zobaczyłam go na motorze. Sprytnie przejechał między samochodami, omijając korek. Nie zauważył czerwonego światła. Wjechał na główne skrzyżowanie. Jadący samochód uderzył w jego pojazd. Motor się przewrócił, a on razem z nim. 
-Leon! 
-Leon! -Zawołałam przerażona.
Do mojego pokoju wszedł Federico, mój brat.
-Violetto, wszystko dobrze? -Zapytał. -Krzyczałaś.
Dotarło do mnie, że to był tylko sen. Tylko, że ten sen, o wypadku Leona śni mi się już od dwóch tygodni. Codziennie.
To pewnie dlatego, że od dwóch tygodni Leon jest w szpitalu. Miał wypadek, kiedy jechał na tym pieprzonym motorze. Szczegółów nie znam. Zresztą nikt nie zna. Jacyś ludzie znaleźli go na ulicy, nieprzytomnego, leżącego pod tym kretyńskim pojazdem. 
-Tak... Znów śnił mi się ten... koszmar... -Westchnęłam.
Feder także westchnął. 
-Nie martw się, on z tego wyjdzie. -Powiedział.
-A jeżeli nie? -Spytałam. -A jeśli on... umrze? 
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam, rozpłakałam się. Leon nie może umrzeć. Nie poradzę sobie bez niego. Moje życie będzie jedną, wielką pustką...
Do pokoju weszła Ludmiła.
-Ludzie, dajcie mi spać... -Urwała, kiedy zobaczyła w jakim jestem stanie. -Leon, tak?
Skinęłam głową, a po moich policzkach zaczęło spływać jeszcze więcej łez. 



Szarpałam się i wyrywałam, ale na marne. Za mocno mnie trzymał. Rzucił mnie na łóżko i zaczął całować w szyję. Jeszcze bardziej zaczęłam się wyrywać. On uderzył mnie w policzek. Ledwo powstrzymałam się od krzyknięcia z bólu. 
Zrobił to. Zgwałcił mnie. Oddalił się ze śmiechem, zostawiając mnie samą. Leżałam chwilę bezczynnie, płacząc. Po jakiejś pół godzinie wstałam, i ubrałam się. Akurat wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Stał w nich Diego.
-Cześć, skarbie. -Pocałował mnie w nos.
-H-hej... -Odparłam.
-Wszystko okej? -Zapytał.
Jasne, że nie było okej. Powiedzieć mu? A zresztą... po co?
-T-tak. -Odparłam. -A co?
-Głos Ci jakoś drży...
Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i rzuciłam w jego ramiona.



Stanęłam przed drzwiami do sali szpitalnej, gdzie był Leon. Po chwili drzwi się otworzyły, i z nich wyszła jakaś pielęgniarka.
-Jak z Leonem? -Zapytałem.
-Z panem Verdasem? -Skinęłam głową. -Bez zmian.
 Nawet mi ulżyło. Bałam się, że powie, iż jego stan się pogorszył.
-Mogłabym go odwiedzić? -Spytałam.
-No dobrze, ale tylko na chwilę. -Odparła po chwili zastanowienia.
Weszłam do sali. Leon był "podłączony" do kilku urządzeń. Oddychał z trudem. Łzy spłynęły mi po policzkach. Nienawidziłam patrzeć jak on się męczy.
Wyjęłam z torebki zdjęcie naszej dwójki. Na nim on mnie obejmował. Ja uśmiechałam się do niego. Jeszcze więcej łez spłynęło mi z oczu. Nigdy tak bardzo nie tęskniłam za jego głosem. Za naszymi pocałunkami, uściskami...
-Pani czas się skończył. -Odezwała się pielęgniarka. -Proszę opuścić salę.
Położyłam zdjęcie na małym stoliku obok łóżka Leona. Szepnęłam jeszcze Kocham Cię i wyszłam z sali.


-Fran... Co się stało? -Zapytał odwzajemniając uścisk.
Próbowałam powstrzymać płacz, ale zamiast tego jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-Diego... j-ja... b-bo... -Nie potrafiłam się wysłowić.
-Spokojnie, nie płacz... -Otarł moje łzy.
 Udało mu się mnie uspokoić. Głośno westchnęłam i oderwałam się od niego. Wytłumaczyłam mu co się stało. Że Marco mnie zgwałcił.
Spuściłam wzrok. Nie wiedziałam jak on zareaguje. A może ze mną zerwie? Niee... to by nie było możliwe... Mówił z tysiąc razy, że mnie kocha. Szczerze. Chyba nie mógłby zerwać ze mną tak nagle?
Diego, ku mojej uldze, po prostu mnie przytulił. Dał mi wypłakać się w jego ramię. 
-Skarbie, obiecuję, że policja go złapie... -Powiedział
-Ale... Diego, on... jak oni mają... bo on.... -Gubiłam się w tym co mówię- Jak oni mają go złapać? On uciekł.Nie wiadomo gdzie. Może nawet wsiadł w samolot. Nie znajdą go. A on może tu wrócić...
Diego pogłaskał mnie po policzku i złapał za rękę.
-On Ci już nigdy nic nie zrobi. Obiecuję. -Powiedział.
Ponownie wtuliłam się w jego ramiona. Czułam się w nich bezpiecznie.
2 tygodnie później
Stałam przed szpitalem ze wszystkimi ze studia. Dzisiaj nadszedł ten bolesny dzień, który miałam nadzieję, że nigdy się nie wydarzy. Leon się nie obudził. Lekarze stwierdzili, że nie ma już dla niego ratunku.
W milczeniu weszliśmy do budynku. Pielęgniarka zgodziła nam się z nim pożegnać. Weszliśmy do sali szpitalnej, w której był Leon. Nikt nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Wszyscy ustawili się do niego w kolejce, osoba, która była pierwsza, mruczała coś do niego pod nosem, i wychodziła.
Specjalnie stanęłam na końcu, by móc być z nim sam na sam.
Podeszłam do niego i dotknęłam dłońmi jego klatki piersiowej. Namiętnie pocałowałam jego usta. Miałam nadzieję, że się dzięki temu obudzi, tak jak jest w tych wszystkich romansidłach. Ale tak się nie stało.
Nagle usłyszałam pisk. Serce mojego chłopaka przestało bić. Płacząc, wybiegłam ze szpitala. Kiedy dotarłam do mojego domu, zaczęłam ciąć moje żyły.
-Już prawie... -Mówiłam do siebie. -Już prawie jestem tam gdzie on....
---


Komentujcie :3. Rozdziałek niedługo ^^


sobota, 7 listopada 2015

Rozdział VII - Diego, mogę z Tobą porozmawiać?

Moja czaszka powoli otworzyła się ze zdziwienia. Kompletnie nie rozumiałam o co jej chodzi.
-Sorry. -Szybko wróciła do normalnej postawy. -Pomyliłam się. -Wyszła z sali.
Pomyliła się?... Yyy... w czym? Tak trochę BARDZO jej nie rozumiem...
Do sali weszła Camila.
-O co poszło z Violettą? -Zapytała.
Opowiedziałam jej o tym, co mnie przez chwilą spotkało. Zdziwiona skomentowała to krótkim "Aha.."
Do sali wszedł ciemnoskóry, chyba nazywał się Broudwey. Zauważyłam, że Cam się strasznie zaczerwieniła na jego widok.
-Hej, dziewczyny, widziałyście Leona? -Zapytał.
-Nie, ale mogę Ci pomóc go szukać! -Odpowiedziała prędko rudowłosa, i podążyła za wychodzącym z sali Broudweyem.
Zaśmiałam się sama do siebie. Widać, że się w nim zakochała. Do sali wszedł Diego.
-Widziałaś Leona? -Spytał.
-Broudwey się już o to pytał. -Zauważyłam. -Szykujecie coś?
Diego się uśmiechnął i oparł łokciem o parapet.
-Leon ma great idea. -Powiedział tajemniczo.
-A mogę wiedzieć jaki to idea? -Zbliżyłam się do niego ze śmiechem.
Dłońmi oparłam się o jego ramię. Kiedy to zrobiłam, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
-Ja, Leon, Andress, Broudwey, Federico i Maxi zakładamy zespół. -Wyjaśnił.
Kompletnie mnie zatkało. Nie dlatego, że nie miałam pojęcia kto to Maxi, Federico i Andress. Po prostu, SZOK, jak oni wpadli na taki mega pomysł?
-Faktycznie, to jest great idea. -Zaśmiałam się.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Chwycił mnie w tali, i pocałował.

-Ekhm. -Usłyszeliśmy chrząknięcie.
Oderwaliśmy się od siebie. W sali był Gregorio.
-Diego, mogę z Tobą porozmawiać? -Zapytał.
-Jasne... -Odpowiedział niepewnie.
Wyszłam z sali. Nie mogłam się powstrzymać, stanęłam pod drzwiami, by podsłuchiwać.
-O co chodzi? -Spytał Diego.
-Więc... no... nie wiem, jak Ci to powiedzieć...
-Taa?
-Jestem Twoim ojcem.
Że... jak?! Gregorio jest jego ojcem?! Przecież jest jego nauczycielem tańca, nie może być jego ojcem. Okej, jeszcze może jakimś dalszym krewnym, ale ojcem?! I, chwila... Diego o tym nie wiedział?! Chyba dzisiaj za często się szokuję.
-Jeżeli to był żart to nie był śmieszny. -Mruknął Diego.
-Ja... mówię poważnie... -Westchnął.
Mój chłopak patrzył się jeszcze przez chwilę na Gregoria, po czym wyszedł z sali.
-Wszystko okej? -Podbiegłam do niego.
-A jak myślisz? -Odparł pytaniem na pytanie.
Przytuliłam go.
-Nie znałeś swojego taty? -Niepewnie poruszyłam ten temat.
Westchnął i się ode mnie oderwał.
-No... -Przytaknął. -Moi rodzice się rozstali, kiedy miałem mniej niż 5 lat... Wszystko bym zrozumiał, ale... mój tata kompletnie stracił ze mną kontakt, nie interesował się mną. Moja mama nigdy nic mi o nim nie mówiła, i zabraniała o niego pytać.
Złapałam go za rękę. Serio mu współczuję... Gdybym ja się dowiedziała, że mój ojciec to nauczyciel od tańca... zwariowałabym.
-Może miał jakiś szczególny powód do tego, by Ci o tym nie powiedzieć?
-Nie mów, iż będziesz go teraz bronić. -Powiedział.
-Nie bronię go. -Odparłam. -Może po prostu sobie wszystko wyjaśnijcie. Będziesz wtedy wiedzieć dlaczego nie utrzymywał z tobą kontaktu, bo tak sobie wymyślił, czy po prostu coś mu w tym
przeszkadzało.
-Dobra, pogadam z nim. -Powiedział po chwili zastanowienia.
---
Razem z Camilą wyszłam ze studia. Gadała coś o Broudweyu. 
-Zakochałaś się w nim, co? -Zapytałam nagle.
-W kim? 
Zachichotałam.
-W Broudweyu. 
Cała się zaczerwieniła. Zaczęłam jeszcze bardziej się chichrać. 
-Skąd... n-i-ie... -Próbowała zaprzeczyć.
-Czemu mu tego nie powiesz? -Spytałam.
-Czeego? 
Znów się zaśmiałam. Skręciłyśmy w jakąś uliczkę. Nie mogłam uwierzyć co tam zobaczyłam.
Diego całował się z jakąś blondynką....




W końcu jest ^^ ! Wiem, że miał być tydzień temu, no, ale nauczyciele się jakoś zgadali i zrobili 2 sprawdziany i 3 zapowiedziane kartkówki -.-.

Mam zamiar napisać One Shota, chcecie :3? Oczywiście byłby on... jakby to powiedzieć... nieco ostrzejszy, niż to opowiadanie które teraz piszę.

Łączna liczba wyświetleń